Kiedy brakuje słów

Czytam fragmenty rozmowy z żoną Piotra Kijanki i mam wrażenie, że ktoś pozwolił mi zdobyć szczyt człowieczeństwa. Wniósł mnie tam na plecach, opowiadając o bólu, ale też dziękując za lata spędzone z ukochanym mężczyzną. Planując zmiany na bulwarach nadwiślańskich. Rozpaczliwie walcząc, żeby nadać choć odrobinę sensu śmierci ukochanego człowieka. Dzieląc się miłością i wiarą do końca, ale też wielką siłą, którą podziwiam. Kończę lekturę i mimowolnie zastanawiam się, czy też bym tak potrafiła. Chcę, żeby pytanie pozostało retoryczne. Żeby nie było mi dane sprawdzić.

Choć wywiad dotyczy ludzkiej tragedii, mam poczucie, że płynie z niego pozytywny przekaz. Że człowiek to jednak brzmi dumnie.

A potem robię coś głupiego – czytam komentarze – i wprost ze szczytu spadam w otchłań najniższych ludzkich instynktów. Może sama zaplanowała? Po co o tym pisać?  Dlaczego wyszli osobno? A kim on był? Brnę przez kolejne strony i nie mogę uwierzyć… Powtarzam, że anonimowość, frustracja, trolle… i nadal nie rozumiem. Nie pojmuję, dlaczego niektórzy nie dostrzegają sensu tych słów. Dlaczego choć przez chwilę nie chcą czuć, że świat nie jest tak beznadziejny, jak wydaje się na pierwszy rzut oka.

Po raz kolejny brakuje mi słów…

Nie chcę tego rozumieć. Nie chcę tłumaczyć. Nie chcę… Po prostu.

Szczyt człowieczeństwa. Szczyt głupoty.

Jeden artykuł. Jedna historia. Jeden gatunek. Niestety.

11 myśli w temacie “Kiedy brakuje słów”

  1. Nie przejmuj się, Pani S., aż tak bardzo. Ludzi przyzwoitych też nie brakuje!

    Swego czasu czytywałem komentarze pod różnymi artykułami. Na początku mnie bawiły, później zauważyłem, że zaczyna mi się coś w głowę robić i zrezygnowałem z tej rozrywki…

    1. Wiem, że nie brakuje. Właśnie jestem na etapie weryfikowania świata wokół. Z jednej strony – niekomfortowa sytuacja, z drugiej – pierwszy raz mam możliwość sprawdzić, czy w relacjach można liczyć na wzajemność. Na razie bilans wychodzi na plus, ale nie zabrakło rozczarowań. A jeśli chodzi o komentarze, to czytam. Poznawczo. Ale czasem ręce mi opadają. Szczególnie wtedy, kiedy coś pozytywnego obrzuca się błotem tak jednoznacznie. Właściwie nie znalazłam pozytywnych komentarzy. Takich, które pochyliłyby się nad sensem. Tylko bełkot. Duuużo bełkotu. I ta skala też jest wstrząsająca. Oczywiście mogę nie czytać, ale czy to przestanie istnieć?

  2. Czasem czytam takie różne prawdziwe historie, najczęściej są dramatyczne, ale te komentarze pod nimi potrafią rozbroić najtwardszego człowieka. Zastanawiam się wtedy, czy aby nie powinno się przyznawać nagrody za najbardziej pozbawionego ludzkich uczuć i zachowań człowieka. Nie umiem tego racjonalnie wyjaśnić, czemu tak się dzieje. Kilka razy wzięłam udział w tej bezsensownej dyskusji, przekonałam się, że nie warto, dlatego podobnie jak Boja omijam teraz takowe szerokim łukiem, chociaż przyznam, że czasem mnie korci żeby sobie poczytać 😉

    1. Ja nie biorę udziału. Rozumiem, że nic to nie da, ale tak po ludzku mi przykro. Mam ochotę wyjść na ulicę i krzyczeć. Wiem, że to nie pomoże, ale bezczynność też chyba mnie nie satysfakcjonuje.

  3. Zamiast płacić grube pieniądze u psychoterapeuty, frustraci różnego kalibru, wyżywają się hejtując, gdzie się da. Nie popieram tego, ale skoro im to pomaga… Najważniejsze, mieć do wszystkiego dystans i nie dać się wciągnąć do jałowej dyskusji.

    1. Myślę, niestety, że nie pomaga. Bo nie działa na przyczynę. Nie umiem nabrać dystansu, choć w dyskusjach nie uczestniczę. Ale czasem się zastanawiam, czy słusznie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *