-Kochanie, znowu grzebiesz w śmietniku? – pyta mąż z przekąsem.
Cwaniaczek! Gdyby nosił torebkę, wiedziałby, jak ciężko utrzymać w niej porządek, prawda? 😉
Muszę jednak szczerze przyznać, że w dziedzinie bałaganu torebkowego jestem niezła. Naprawdę niezła…
W czasach studenckich o zawartości mojej torebki krążyły legendy. Szczególnie wtedy, kiedy wydobyłam wyciskarkę do czosnku i nie potrafiłam wyjaśnić okoliczności, w jakich ten przedmiot znalazł się w torebce.
Kilka miesięcy później spacerowałam po mieście z koleżanką. Głodną koleżanką, która kupiła jogurt.
– Muszę zjeść ten jogurt, bo zaraz umrę. Masz może łyżeczkę? Nie chcę się ubrudzić – powiedziała w pewnym momencie.
– Oszalałaś?! W środku miasta pytasz mnie o łyżeczkę?! – oburzyłam się.
– Chcesz dużą czy małą? – zapytałam po chwili, zerknąwszy do torebki. 🙂
Podczas którejś Wigilii Brat strącił choinkę. Trzeba ją było postawić i przywiązać. Bez rękawic ani rusz, ale skąd je wziąć?! Uśmiechnęłam się radośnie, wybiegłam do przedpokoju i z eleganckiej torebki wydobyłam nowiutkie rękawice w odpowiednim rozmiarze.
Czasem zawartość torebki ratuje zdrowie, ze szczególnym uwzględnieniem psychicznego. Moje koleżanki przekonały się o tym, kiedy zatrzasnęły się w pokoju. Przedmioty wydobyte z ich torebek… Eh! Nie było niczego, co mogło posłużyć do sforsowania drzwi. Wtedy na scenę wkroczyłam ja. Wytrzepałam zawartość torebki… Przez kilka minut nie udało się otworzyć drzwi tylko dlatego, że koleżanki zamurowało. Normalnie trzy żony Lota! W końcu któraś sięgnęła po pilnik do paznokci i pokonała mechanizm zamka. Do dzisiaj nie rozumiem, dlaczego obecność przedmiotów codziennego użytku wzbudziła takie zdziwienie.
Koleżanki z pracy wykazały się większym opanowaniem. Nawet wtedy, kiedy w ich obecności odkryłam w torebce pół kilograma cebuli. Nieświeżej cebuli, która zdążyła już wypuścić kilkucentymetrowy szczypiorek. Tak przy okazji: można sobie wyobrazić, ile ważą moje torebki, skoro nie zauważyłam różnicy, nosząc dodatkowe obciążenie.
W dziedzinie bałaganu torebkowego mogą mnie zawstydzić tylko dwie osoby: Chuck Norris, ale on do torebek jeszcze się nie przekonał, i Pani A. zwana Tupotem Małych Stóp (dźwięk dobiegający ze schodów, gdy na zegarze minuta do rozpoczęcia pracy, a koniecznie trzeba sobie zrobić kawusię). Tej akurat się udało. Zaimponowała mi, kiedy w trakcie jazdy autobusem stała się sprawczynią pożaru. Początkowo wszyscy myśleli, że wiekowy pojazd nie wytrzymał obciążenia. Szybko się okazało, że za swąd odpowiada torebka Pani A. Tak się dzieje, kiedy klucze umieści się obok dwóch baterii, zmiesza z toną innych przedmiotów, a potem wystawi na działanie promieni słonecznych. Pożar murowany. 🙂