Wirtualne problemy Pani S.

Internet – błogosławieństwo i przekleństwo naszych czasów. Wszyscy o tym mówią i piszą, więc i Pani S. postanowiła wtrącić trzy grosze. Dlaczego? Bo ma za dużo drobnych w portfelu i spędza w wirtualnej rzeczywistości sporo czasu. Od razu uprzedzam – o pozytywnej stronie nie będzie ani słowa. No co? Bratowa twierdzi, że powinnam być Gburkiem, więc muszę szlifować rzemiosło przed rozmową kwalifikacyjną. Poza tym jak ponarzekam, to uwolnię wątrobę od napięć, a może jeszcze, ku radości odbicia w lustrze, usłyszę, że inni mają gorzej. Od razu zrobi mi się raźniej. Nic tak nie cieszy, jak kłopoty bliźniego…

***

Problem nr 1: Kiedy tylko wysmaruję komentarz na zaprzyjaźnionym blogu i popadnę w samozadowolenie godne córki Narcyza (żeby nie było – prawdziwe imię Ojczulka, a nie pseudonim artystyczny), pojawia się komunikat: „Skomentuj jako”. Pozornie nie ma w nim nic niebezpiecznego, ale zaraz potem każą mi wybrać profil. A skąd ja mam wiedzieć, który lepszy? I tak się zastanawiam, po co?! Czy ja jestem jakaś Ania Rubik albo Krystyna Janda? Skąd! Wprawdzie nie do końca skromny człowiek, ale bez parcia na szkło, więc nad profilem nie będę się zastanawiać. Zresztą oba świetne. No co? Córce Narcyza wolno!

Problem nr 2: W trakcie wirtualnych podróży często trafiam na polecenie: „Udowodnij, że nie jesteś automatem”. Trafiam i od razu robię się nerwowa.  Wiercę się jak Ojczulek nad talerzem ze znienawidzoną kaszą. Dlaczego? Bo udowodnienie, że nie jestem automatem to trudne zadanie. Wszyscy, którzy zderzyli się z moim słowotokiem, wiedzą, że pomiędzy jednym oddechem a drugim potrafię przeanalizować sytuację międzynarodową na wszystkich kontynentach i zostaje mi jeszcze czas na streszczenie całego sezonu „Mody na sukces”. Mojaczek twierdzi, że czekanie na przerwy w moich monologach zajmuje mu większość życia. Jak więc udowodnić, że nie jestem automatem, skoro wyrzucam z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego? To w końcu ja w dzieciństwie przyjęłam pseudonim Hanka Bielicka i trzymałam się tej wersji do wczesnej szkoły podstawowej. No…

Problem nr 3: Sen z powiek spędza mi pole, które należy zaznaczyć, kiedy nie jest się robotem. Pozornie proste. Radośnie klikam w kwadracik, ale z jakiegoś powodu systemowi to nie wystarcza. Czasem się zastanawiam, jaki ma ze mną problem: za mało człowieka w człowieku czy cycki niewymiarowe? Nieważne. Więc klikam radośnie, a system zaczyna egzamin. Szczerze mówiąc, podchwytliwy jak cholera. Wybieram wszystkie pola z domami, taksówkami, pojazdami, sklepami, witrynami, znakami drogowymi… Któregoś dnia oblałam test tyle razy, że zablokowało mi wyszukiwarkę. Serio! Udało się sprawę odkręcić, ale stres mam do dzisiaj. Tak, wiem, o teście na inteligencję mogę zapomnieć…

Problem nr 4: Nigdy nie zrozumiem zasady dotyczącej pisowni nazwy: internet. To przerasta moje kompetencje techniczno-ortograficzne. Że jak globalna sieć, to wielka, a jak nośnik, to mała… Kto to ogarnie?! Chyba tylko internet/Internet*.

Ma się te problemy, co? A podobno Internet/internet* jest narzędziem, które ułatwia życie. Akurat!

*Niepotrzebne po prostu skreślić i się przy tym nie wymądrzać.