Sobotnie przedpołudnie. Wizyta bratowej. Miła. Do czasu… 😉
Po herbatce i ploteczkach pojawia się Brataniczka. Buzi-buzi, pitu-pitu.
– A wiesz, że w Disneylandzie jest praca? – pyta Młoda, wiedząc, że szukam.
– Jaka?
– Ubierasz kostium i chodzisz po parku. W sumie najgorsza praca na świecie, ale płacą 2 tysiące euro.
– Wymagania?
– Trzeba mieć od metra sześćdziesięciu pięciu do metra siedemdziesięciu iluś – informuje Bratowa.
– Ilu konkretnie, bo nie wiem, czy się mieszczę.
– Nie pamiętam dokładnie, ale się mieścisz.
– Hmmm… A w jaką postać miałabym się wcielić? Bo się szanuję i byle kim nie będę – gwiazdorzę.
– Nie wiem – mówi Młoda.
– Ja to cię widzę w roli krasnoludka – oświadcza Bratowa, a ja myślę, że miła z niej babka, skoro widzi mnie w roli krasnoludka, a nie wiedźmy.
– Gburkiem mogłabyś być… – słyszę po chwili.
Dzięki! 😀