O sporcie, testosteronie i samozadowoleniu, czyli facet w natarciu

Tatuś jest namiętnym kibicem sportowym. Do tego, że pobyty w szpitalu ustala zgodnie z terminarzem tenisowych turniejów wielkoszlemowych, wszyscy już się przyzwyczaili. Do tego, że potrafi zarwać noc, śledząc mecz, wszyscy się już przyzwyczaili. Do tego, że potrafi oglądać kilka transmisji naraz, wszyscy już się przyzwyczaili, ale…

Pewnego dnia Tatuś zapragnął oglądnąć równocześnie dwie transmisje z meczów Ligi Mistrzów. Banalne rozwiązanie w postaci przełączania kanałów nawet nie przyszło mu do głowy. Przynależność do tej rodziny zobowiązuje! Tatuś najpierw na długo zamarł w fotelu, udając Stańczyka, potem ruszył do akcji z zapałem godnym byka atakującego upierdliwego matadora. Postanowił obejrzeć rozgrywki piłkarskie na dwóch telewizorach! Ponad godzinę przeciągał kable, tańczył z anteną po pokoju i odprawiał egzorcyzmy nad sprzętem. Mamrotał przy tym pod nosem,  a co jakiś czas głośniej przeklinał, sygnalizując niespodziewane trudności. Trzymałam się z daleka. Nawet ja wiem, że w męskim wykonaniu każda Śnieżka jest Mount Everestem i wymaga nie tylko ogromnego wysiłku, ale i sprzyjających warunków (czy ja byłam złośliwa?).

W końcu w pokoju zapadła złowroga cisza. Z niepokojem zajrzałam przez uchylone drzwi. W porządku! Ojciec zasiadł w fotelu i wpatrywał się w dwa telewizory, kręcąc głową niczym na meczu tenisowym. Na jego twarzy malowały się radość i samozadowolenie (kobietom wyjaśniam: samozadowolenie to taki stan, którego nasza płeć, z wyjątkiem Pani N., nie zna). Tak może wyglądać tylko mężczyzna, który osiągnął cel i udowodnił sobie i światu, że potrafi. Kocur, który najadł się kradzionej spyrki.

Uznałam, że można wkroczyć do pokoju i rzucić okiem na mecze. Na mój widok Ojciec rozpogodził się, nieco uniósł podbródek i wypiął pierś, jakby spodziewał się orderu. Akurat żadnego przy sobie nie miałam, ale wylałam werbalny miód na serce Ojca. Powiedziałam, że jestem z niego dumna. Wystarczyło. Zostałam zaproszona do zajęcia miejsca na fotelu obok. Skorzystałam. Przez chwilę wodziłam wzrokiem pomiędzy telewizorami. Coś mi nie grało.

– Tato, masz ustawiony ten sam kanał w obu telewizorach. Od dziesięciu minut oglądasz ten sam mecz – powiedziałam, tłumiąc śmiech.

Nawet ja wiem, że zabijanie śmiechem męskiego sukcesu (nawet pozornego) oznacza kłopoty.

Ojciec przez dłuższą chwilę sprawdzał moją prawdomówność Że sprawdził, rozpoznałam po soczystym przekleństwie. Zaraz potem Staruszek rzucił się w stronę telewizora i po kilku minutach biegania z anteną ustawił właściwy kanał.

Do dzisiaj się zastanawiam, czy gdyby nie moja interwencja, Ojciec w ogóle by się zorientował. Ta historia uświadomiła mi też, że męskie samozadowolenie (o, chyba pleonazm się trafił) w jakiś tajemniczy sposób zaburza zmysł wzroku. To może być bardzo przydatna wiedza… 😉

2 myśli w temacie “O sporcie, testosteronie i samozadowoleniu, czyli facet w natarciu”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *