Każdego, kto zna zawartość mojej biblioteczki*, pewnie zdziwi to wyznanie, ale co tam, napiszę i tak: lubię historie ze szczęśliwym zakończeniem. Współczesne bajki dla przygniecionych życiem dorosłych. Opowieści, które pozwalają mieć nadzieję, że nie cały świat zwariował, że jest coś więcej niż przemoc, wojny i kataklizmy. Które pozwalają zapomnieć o skaczących sobie do oczu politykach i deficycie budżetowym. Które pozwalają się uśmiechnąć. Dzisiaj właśnie taka historia. Najprawdziwsza. 🙂
Dziewczyna, nazwijmy ją Joanną, wyjechała z koleżankami na narty. W tym samym pensjonacie zamieszkał przystojny cudzoziemiec, który niemal natychmiast wpadł dziewczynie w oko. W sumie nie rozmawiali ze sobą, jeśli nie liczyć wymiany technicznych informacji przy automacie do kawy, jednak od początku coś wisiało w powietrzu. Widywali się tu i ówdzie, wymieniając powłóczyste spojrzenia. Joanna nawet nie wiedziała, jak mężczyzna ma na imię. Udało się jej tylko ustalić, z jakiej miejscowości przyjechał. Detektywowi w spódnicy pomógł samochód przystojnego cudzoziemca.
Po tygodniu wyjazd dobiegł końca i trzeba było wracać na łono ojczyzny. Kiedy tylko pensjonat zniknął za horyzontem, Joanna zaczęła żałować, że nie spróbowała zagadnąć, że nie znalazła pretekstu do rozmowy. Zjeżdżała na kolejne stacje benzynowe, licząc, że przystojny cudzoziemiec też się tam pojawi. Pakując walizki do samochodu, widziała, że on i jego kolega również szykowali się do wyjazdu. Niestety, niebieskich oczu i jasnej czupryny nigdzie nie było widać.
Joanna wróciła do kraju załamana, ale nie zamierzała się poddawać. Na drugi dzień zadzwoniła do pensjonatu i opowiedziała historię o znajomych, którym obiecała zdjęcia ze stoku. Rzekomo zgubiła ich adres e-mailowy, ale potrafiła opisać, o kogo chodzi, więc gdyby się dało… O dziwo, pracownica pensjonatu podała upragnioną informację ślicznej Polce, którą dobrze zapamiętała dzięki ujmującemu sposobowi bycia. Joanna miała sporo szczęścia, bo podany adres zawierał imię i nazwisko. Wyszukiwarka pomogła sprawdzić, czy to aby nie e-mail kolegi. Na szczęście okazało się, że dziewczyna dostała namiary na wymarzonego przystojniaka. Teraz wystarczyło już tylko napisać. Ale co? Przecież żadnych zdjęć nie było. Joanna wymyśliła więc bajeczkę o rzekomo zgubionej bransoletce, która miała być ważną pamiątką rodzinną. A potem pozostało czekać na to, czy cudzoziemiec odpowie. I w końcu… Hurrra! Jest wiadomość! Nieznajomy informował, że bransoletki niestety nie znalazł, ale piękną Polkę dobrze pamiętał. Cała historia znalazła swój finał na ślubnym kobiercu. 🙂
I co? Niech autorzy komedii romantycznych pokłonią się przed życiem. Ono dopiero pisze scenariusze! A zakochana kobieta… Toż to jednostka chorobowa, której strach się bać!
* Któregoś dnia pani fryzjerka poprosiła o pożyczenie książek na wakacyjny wyjazd. „Ależ oczywiście!” – ucieszyłam się i pognałam do domu. Dopadłam do regałów, wystawiłam palec wskazujący i rozpoczęłam wędrówkę po grzbietach. Wojny, kataklizmy, zbrodnie, dewiacje… To się zdziwiłam. Pierwszy raz spojrzałam na swój księgozbiór w ten sposób. Na siebie przy okazji też. Na szczęście znalazłam dwie książki, które dostałam w prezencie, bo z obietnicy nic by nie wyszło. Cóż…
yhy, i żyli długo i szczęśliwie 🙂 też lubię te optymistyczne zakończenia
Żyją, żyją. I żeby było bardziej sielankowo, eksmąż bawił się na ślubie. 🙂
Życie zawsze pisze najlepsze scenariusze. 🙂
To prawda. Ostatnio przeczytałam „Tatuażystę z Auschwitz”. Sama książka nie porywa, ale historia… Wow!
To na pewno szczęśliwe zakończenie? Ślubny kobierzec, hmmm…
Boja… Ty mnie nie strasz, ja jestem młoda-stara mężatka. 🙂
No i proszę, kolejny dowód na to, że nie ma rzeczy niemożliwych 😉
A tak na marginesie, to wystarczył urok osobisty i całe RODO poszło w łeb 😀
🙂 RODO to mój ulubiony temat. 🙂