Dialog z cmentarzem i pustymi półkami w tle

Był taki czas, kiedy byłyśmy piękne i młode… 🙂

– Mój ty kabanosku – mówi w pewnym momencie Pani A. do Pani G.

Zapada cisza. Złowroga. Pewnie nie jest to nic dziwnego, kiedy się nocuje na środku cmentarza, ma się świadomość, że do najbliższej wsi kawałek drogi, a z okien widać krzyże i świecące w ciemnościach oczy psa, ale ta cisza jest złowroga inaczej. Zwiastuje niesnaski.

– Co ci jest? – pyta Pani A. zdziwiona niechętnym spojrzeniem Pani G.

– Nic mi nie jest – słyszy w odpowiedzi, ale zaraz potem usta koleżanki zaciskają się w wąziutką kreseczkę, która przeczy jej słowom.

– Przecież widzę – irytuje się Pani A.

– Co widzisz? – warczy Pani G. i tym razem dla równowagi uwydatnia dolną wargę.

– Że się dąsasz.

– Ej, dziewczyny, dajcie spokój. – Czuję, że trzeba zdusić awanturę w zarodku.

– Nie wtrącaj się – warczą obie dosyć zgodnie, co daje nadzieję na wspólną przyszłość.

– To o co ci chodzi? – pyta Pani A., wojowniczo podnosząc podbródek.

– Nazwałaś mnie kabanosem – odpowiada w końcu Pani G.

– Nazwałam – potwierdza Pani A.

– Dlaczego?

– Tak czule chciałam do ciebie powiedzieć. Co w tym złego?

– Ale dlaczego kabanosie?! Do czego to się niby odnosi?! – drobinki śliny na ustach Pani G. jako żywo przypominają początki wścieklizny.

– No… tak mi przyszło do głowy… – mówi Pani A. i widać, że jest mocno zdumiona pretensjami koleżanki.

– A wiesz, co to jest kabanos?! – pyta Pani G., a dym z jej nozdrzy powoli zasnuwa pokój.

– Oczywiście, że wiem. Taki owoc – mówi blondynka, wzruszając ramionami.

Ofiary socjalistycznego deficytu sklepowego zdążyły na szczęście wyjaśnić nieporozumienie, zanim polała się krew. 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *