Z dedykacją dla Pani N.
Koncert Stanisławy Celińskiej. Kiedy milkną ostatnie dźwięki, ludzie wstają. Jedni szybko, energicznie, inni z ociąganiem. Różni ludzie, różne reakcje. Łączy ich jedno: chcą złożyć hołd artystce. Przez salę przetacza się burza oklasków. „Kochamy cię, Stasiu!” – krzyczy jakiś mężczyzna, a mnie przychodzi do głowy myśl: jest nadzieja.
Figura daleka od rozmiaru zero, wąskie usta, zmarszczki. Głos niedoskonały. Stanisława Celińska… Pieśniarka, nie piosenkarka, człowiek, nie gwiazda. Kochamy cię, Stasiu!
Dlatego właśnie dostrzegam światełko w tunelu. Mam nadzieję, że świat nie zwariował do końca i że znajdzie się w nim miejsce na autentyzm, człowieczeństwo i prawdę. Patrzę na wiwatujący tłum i wierzę, że wyprasowane twarze i nabrzmiałe próżnością usta nie przesłonią rzeczywistości. Że zawsze będzie miejsce na coś więcej niż prześwitująca sukienka na ściance i rozstanie w blasku fleszy.
„Kochamy cię, Stasiu!” – krzyczy ktoś uparcie, a ja myślę: dziękuję Ci za piękny koncert i za nadzieję.
I ponieważ jestem świeżo po obejrzeniu „Botoksu” (chciałam wiedzieć, o czym mówię, dyskutując z Mojaczkiem), mogę tylko dodać, że komercja bywa straszna. I strasznie szkodliwa.
Kochamy cię, Stasiu!
Takie hasełko rzucę: „Naturalne wino, naturalne kobiety, naturalny śpiew”!
Naturalnie hasło w punkt.
Oj ciężko będzie… z tą naturalnością. Całe sztaby ludzi, opłacanych przez koncerny kosmetyczne i farmaceutyczne, nie dopuszczą do mody na naturalność. Przecież na tym nie da się zarobić.
Ważne, żeby jakaś część nie dała się zwariować. I żeby była enklawa normalności.
Bo Stasi nie można nie kochać!
Jest najwspanialsza i najukochańsza.
Bardzo Ją cenię.
Pozdrawiam Cię
Dziękuję za pozdrowienia. Też uważam, że jest fantastyczna. Bo prawdziwa. I dzięki temu wierzę w to, o czym śpiewa.