W życiu każdego człowieka zdarzają się momenty przełomowe. Różne. Jesteśmy w stanie wymienić co najmniej kilka zdarzeń, po których nic nie było już takie jak kiedyś. Pani S. też. Jej przełomowe chwile czasem się różnią od średniej krajowej. Cóż… Beznadziejny przypadek… 😉
Pewnego dnia poczułam się wyjątkowo zmęczona nieudolnością kolegi z pracy. Facet nie radził sobie z moją klasą i przybiegał z każdym, najbanalniejszym nawet problemem, licząc na jego szybkie i sprawne rozwiązanie cudzymi (moimi!) rękoma. Próbowałam wytłumaczyć, żeby sobie radził sam, bo autorytetu za niego nie zbuduję, ale czułam się tak, jakbym grała w squash. W końcu postanowiłam się ukryć przed upierdliwym kolegą i choć jedną przerwę spędzić w spokoju. Łatwo powiedzieć, trudniej zrealizować. Gdybym pracowała w jakiejś „tysiąclatce”, pewnie znalazłabym ustronne miejsce, ale rzecz miała miejsce w malutkiej wiejskiej szkółce. Rozglądałam się po korytarzu z poczuciem osaczenia, aż w końcu…
Do gabinetu dyrektorki weszłam zdecydowanym krokiem. Równie zdecydowanym ruchem zanurkowałam pod biurko i ułożyłam się między nogami szefowej. Wszystko odbyło się w absolutnej ciszy (jeśli nie liczyć stukotu klawiatury komputerowej), ale wiedziałam, że w końcu padnie pytanie i będę musiała odpowiedzieć, co robię. Wyjaśnienie nie wydawało się łatwe. Myślałam, myślałam, myślałam… Zadzwonił dzwonek. Zdecydowanym ruchem wynurzyłam się spod biurka i opuściłam gabinet.
A dlaczego był to moment przełomowy? To jasne! Właśnie wtedy, tkwiąc między nogami szefowej, zrozumiałam, jak bardzo jestem nienormalna. Gdyby jakikolwiek inny pracownik wlazł pod biurko Pani D., na pewno zostałby zapytany o powód. Może nawet otrzymałby fachową pomoc w postaci ambulansu. W moim przypadku takie zachowanie zostało uznane za normalne i pominięte milczeniem.
– Wiedziałam, że musisz mieć ważny powód – wyjaśniła dyrektorka zagadnięta po jakimś czasie. – I nawet się domyślałam, jak ten powód ma na imię. 🙂
Chciałabym mieć kiedyś taką szefową, która nie pyta, lecz akceptuje. 😀
😀 Innych pewnie by zapytała. 😉
🙂 oj, nie czuj się osamotniona w swoim szaleństwie. Pracowałam prawie z samymi facetami, ale biada temu który mi zarzucił niekompetencję a jeszcze gorzej się miał delikwent jeśli nie miał racji. Przez dwa dni z-ca naczelnego szydził, że po 10 latach pracy nie potrafię załatwić podstawowej sprawy – udało mi się znaleźć dowód iż przejaw fatalnie skleconego pisma to nie moja zasługa i nie patrząc na to, że trwało najważniejsze zebranie w roku, nie bacząc na ochroniarza wpadłam do pomieszczenia w którym debatowało ponad 50 facetów dzierżąc w garści dowód mojej niewinności i nieomylności . Zapadła cisza, przeszłam przed aulę pełną do głównodowodzącego tym majdanem , walnęłam na stół kartkę na której stało jak wół że nie jam Ci uczynił taki debilizm, pięścią przybiłam ten dowód mej nieomylności aż podskoczyła szklanka z wodę a wszystko działo się w absolutnej ciszy…. Nikt nie skomentował mojego wtargnięcia ani wtedy ani później . Przepraszam też nie usłyszałam. Ale dowiedziałam się że winowajca zmuszony został do ponownego napisania i pisma i do zaniesienia do do adresata…własnoręcznie 🙂 Gdyby ktoś inny wtargną na to zebranie wezwano by, jeśli nie policję to na pewno ochronę , a tu nikogo nawet nie zdziwiło moje zachowanie 🙂
Piękne. 😀 Chciałabym zobaczyć miny debatujących. Zawsze w takich sytuacjach żałuję, że nie ma aparatu fotograficznego na pstryknięcie palca. Przydałby się. 🙂