Kolejny dzień właśnie zapowiadał swoje nadejście delikatną poświatą na horyzoncie, kiedy ostatni goście ruszyli do wyjścia. Tomek zapamiętał, że ciocia Jadzia wyściskała go serdecznie, zanim zniknęła za wahadłowymi drzwiami. Wiele lat później wciąż pamiętał zapach jej ciężkich perfum i świergot ptaków, który usłyszał, kiedy został sam. Zamknął oczy. Przez chwilę łowił dźwięki zza okna, ale brzęk naczyń i rozmowy personelu zagłuszyły ptasie trele. Rozejrzał się po sali. Orkiestra zbierała sprzęt, kelnerki sprzątały ze stołów. Ich powolne ruchy świadczyły, że mają za sobą ciężką noc. Westchnął. Rozumiał je doskonale. On też ledwo trzymał się na nogach. Cieszył się, że ten wyjątkowo długi dzień dobiega końca. Marzył tylko o tym, żeby zrzucić ubranie, wziąć prysznic i położyć się spać. Tymczasem ściągnął marynarkę i krawat, rozpiął guzik koszuli, uwalniając szyję od nieznośnego ucisku. Od razu mówił, że ta cholerna koszula jest za ciasna. Poczuł się lepiej. Gdzie Magda? – zastanawiał się, szukając wzrokiem żony. Nie znalazł.
Tymczasem wahadłowe drzwi jęknęły rozdzierająco. W sali pojawił się Karol. Chwiejnym krokiem podszedł do młodszego brata i stanął przed nim, roztaczając intensywną woń. Chybotał się niebezpiecznie. Tomek nie mógł znieść obrzydliwej mieszaniny zapachów: potu, wódki i weselnego jedzenia, więc odsunął się nieznacznie. Tymczasem Karol złapał równowagę, szeroko rozstawiając nogi i zdzielił Tomka w plecy. Był w dobrym nastroju.
– Dbrze się bawiłem, brchu – powiedział na tyle wyraźnie, na ile mógł.
– Cieszę się. – Tomek wyciągnął rękę, kiedy brat zachwiał się gwałtownie, ale tamten odtrącił pomocną dłoń.
– Daj spokój, daaaaam radę. I jeszcze mogę się napić. Oooo właśnie! Napij się ze mną, brchu – zaproponował, odsuwając do tyłu kosmyk włosów, który opadł mu na oczy.
– Nie dzisiaj. – Tomek pamiętał, co obiecał Magdzie. Żadnego alkoholu.
– Dzisiajjj, terazzz, zarazzz – nie dawał za wygraną Karol.
Chwiejnym krokiem ruszył w kierunku stołu, potykając się co chwilę. Na szczęście w zasięgu rąk pojawiły się krzesła. Zawiodły go wprost do upragnionego celu. Karol rozejrzał się za kieliszkami, ale naczynia zostały już zabrane.
– Kochaneńka, przynieśśś nam dwa kieliszeczki. Z bratem chcę się naaapić – powiedział do przechodzącej obok niego dziewczyny.
Tomasz przypomniał sobie następnego dnia, że miała rude włosy. Zapamiętał też jej pytające spojrzenie i to, że dyskretnie pokręcił głową.
– Karol, daj spokój, napijemy się jutro. Obiecałem Magdzie…
– Żadne jutro! Ledwo się ożeniłeśśś, a już zostałeś pantoflarzem. Całkiem jak ojciec. Przynieśśś te kieliszki! – krzyknął do rudowłosej kelnerki, a ta ruszyła do kuchni.
Po chwili rzeczywiście zjawiła się z dwoma kieliszkami, stawiając je z impetem przed Karolem. Spojrzała na mężczyznę z wyrzutem, ale on tego nie zauważył. Nalał wódki, rozlewając sporo, po czym chwycił kieliszki i ruszył w kierunku brata. Tomek pomyślał, że bez możliwości podparcia Karol się przewróci i, szczerze mówiąc, nie miał nic przeciw temu. Nie chciał łamać słowa danego Magdzie.
Pomylił się. Brat dotarł do niego, zadziwiająco sprawnie balansując zniewolonym przez alkohol ciałem. Po drodze uronił tylko kilka kropel. Kiedy kieliszek wylądował w jego ręce, Tomek spojrzał na krystalicznie czystą zawartość naczynia. Wydawała mu się zupełnie niegroźna. Niosła obietnicę snu i relaksu. Potrzebował tego. Ale Magda…
– Pijjj! – powiedział Karol, po czym jednym haustem wychylił zawartość kieliszka.
Tomasz westchnął, a potem poszedł w ślady starszego brata. Kiedy opuszczał głowę, zobaczył Magdę, która właśnie wyszła z kuchni. Patrzyła na niego z wyrzutem. Przecież nic takiego nie zrobiłem – pomyślał ze złością. – To był tylko jeden kieliszek.
– Tylko jeden kieliszek – powiedział bezgłośnie w kierunku żony, patrząc na nią błagalnym wzrokiem.
Karol z trudem odwrócił się i też spojrzał na Magdę.
– O cholera, ja spadam – powiedział, po czym czknął, wcisnął Tomkowi swój kieliszek do ręki i wyszedł z sali, z impetem nacierając na drzwi.
Rozległo się głośne skrzypnięcie, a potem kolejne, coraz ciszej, ciszej, ciszej…
Magda podeszła do męża. Była zła i nie próbowała tego ukrywać.
– A co z orkiestrą? – zapytała z wyrzutem, a jej piękne zielone oczy zalśniły niebezpiecznie.
Szlag by to trafił! Przecież miał ich odwieźć do miasta. Obiecał.
– Przepraszam. Zapomniałem. – powiedział bezradnie, odwracając głowę w stronę muzyków.
Właśnie kończyli się pakować.
– Może znajdzie się dla nich miejsce do spania. – Z nadzieją zerknął na żonę.
– Daj spokój. Gdzie są kluczyki?
– Chyba nie będziesz ich odwozić?
– A kto ma to zrobić?! Widzisz tu jakiegoś chętnego?! – krzyknęła, rozglądając się po sali. – Wszyscy poszli spać! Mam ściągnąć kogoś z łóżka, bo ty nie potrafiłeś dotrzymać słowa?!
Kelnerki i muzycy przerwali pracę i patrzyli na nich zdziwieni. Nasza pierwsza małżeńska kłótnia. Nieźle się zaczyna.
– Gdzie te kluczyki?
– W pokoju – powiedział zrezygnowany, wiedząc, że tę batalię przegrał.
Zniknęła. Kiedy zjawiła się ponownie, ruszyła od razu w kierunku orkiestry. Tomek patrzył bezradnie, jak oddaje im kluczyki i każe zapakować sprzęt do samochodu. Czuł się naprawdę podle.
– Przepraszam – wyjąkał, kiedy podeszła do niego. – Weź moją marynarkę, rano jest chłodno.
Nadal miała zacięty wyraz twarzy, ale skorzystała z propozycji. Wyszła z szarą marynarką narzuconą na ramiona. Przeproszę ją porządnie, kiedy wróci. Dostanie porządnego całusa i będzie po krzyku – pomyślał Tomek, uciszając wyrzuty sumienia.
Nie dostał od losu szansy, żeby kiedykolwiek jeszcze wypróbować na żonie czar swoich pocałunków. Prawdopodobnie zasnęła za kierownicą. Nie było żadnych śladów hamowania. Ich jednodniowe małżeństwo skończyło się na drzewie rosnącym pół kilometra od kościoła, w którym wzięli ślub.
Przez dwa lata Tomasz żył w otępieniu, z którego nie potrafił i nie chciał wyjść. W tym czasie nie brał alkoholu do ust. Wciąż palił go w gardło tamten feralny kieliszek wódki. Po dwóch latach napił się po raz pierwszy. Potem drugi i trzeci. Odkrył, że alkohol przynosi chwilowe ukojenie i pozwala zatracić się w alternatywnej rzeczywistości, którą przez ten czas zbudował w swojej głowie. Samochód muzyków się nie psuje, Karol idzie spać, on odmawia wódki, Magda decyduje, że orkiestra prześpi się na miejscu. Nie było dnia, żeby o tym nie myślał, rozważając różne możliwości. Ale najbardziej żałował tego, że nie powiedział jej wtedy, jak bardzo ją kocha.