Pewnego dnia znalazłam się w sklepie żelaznym. Jak przystało na dyplomowaną asystentkę majstra, do środka weszłam zdecydowanym krokiem. Całe ciało miało powiedzieć sprzedawcy: ZNAM SIĘ NA TYM I NIE DAM SIĘ OSZUKAĆ. Po pierwszym pytaniu wizerunek kompetentnej klientki uleciał w nieznane. Chwilę trwało, zanim przestałam być żoną Lota, ale jak już odzyskałam animusz, zaczęłam działać. Jak przystało na dyplomowaną asystentkę majstra, zadzwoniłam do szefa. Panowie pokonwersowali i ustalili właściwą wersję. Tak mnie to ucieszyło, że postanowiłam przedłużyć pobyt w sklepie. Przyznaję, chciałam odzyskać wizerunek kompetentnej klientki. Jako pretekst potraktowałam problemy z nabywaniem płyt DVD.
-Wie pan, pracuję do późna, a sklepy komputerowe są czynne do siedemnastej, ale widzę, że pan ma ogromny wybór płyt i będę mogła je sobie u pana kupować. Życie mi pan ratuje! – entuzjazmowałam się przy ladzie.
– Proszę pani, to nie są płyty DVD, tylko piły tarczowe – oświadczył sprzedawca z kamienną twarzą. 😀
Ha, ha 🙂 Piękne!
😀 Piękne, ale jak musiałam pójść kolejny raz do tego sklepu… 😉
ha, ha, ha …. se poplułam sprzęt 😀
Z kamienną twarzą powiadasz? Coś mi się wydaje, że takich żelaznych dam jest więcej 😉 Chociaż faktycznie te piły w opakowaniu można sobie pomylić z płytami DVD, bo wtedy ząbków nie widać 😉
Widzisz, Gabuniu, problem polega na tym, że część z nich nie była w opakowaniach. 😀
Boska jesteś Pani S. 😀
Dziękuję serdecznie. Muszę jednak szczerze wyznać, że niektórzy dostrzegają u mnie pierwiastek diaboliczny. Ale się nie znają. 😉