Kaśka była owocem nauczycielskiej miłości. Kiedy żona pojechała poszerzać horyzonty na kursie, tatuś historyk musiał wziąć na siebie brzemię opieki nad dzieckiem. W pakiecie z latoroślą kobieta zostawiła mężowi zadanie domowe. Pozornie wydawało się banalnie proste. Nawet jak dla mężczyzny. Pozory mogą mylić…
Spieszę wyjaśnić, że nauczycielka kazała dzieciom zmierzyć stół i zapisać dane. Tyle.
Historyk złapał za metr i przystąpił do dzieła. Poszło mu błyskawicznie. Zadowolony z siebie podał córce wymiary i kazał zapisać. Dziewczynka wykonała polecenia, ale od razu stwierdziła, że tatuś źle wykonał zadanie. Mężczyzna był nieco zaskoczony, jednak doszedł do wniosku, że córka ma jakieś babskie fanaberie i już! Uznał zadanie za skończone. Nie docenił kobiety i jej superbroni – łez. Polały się rzęsiście, a kiedy tatuś próbował stłumić protest, rozpętało się prawdziwe piekło.
– Źle to zrobiłeś! Pani mierzyła inaczej! – darło się dziecko.
W końcu historyk zrozumiał, że nie uda mu się tak łatwo uciszyć dziewczynki i zaczął się zastanawiać, jak można inaczej zmierzyć stół przy pomocy metra. Nie przyszedł mu do głowy żaden pomysł. Umiał tylko przyłożyć i odczytać wynik, ale córka upierała się, że ta metoda jest błędna. Chcąc nie chcąc, postanowił poszukać pomocy. Co prawda lało jak z cebra, a najbliższa koleżanka córki – Agatka – mieszkała dosyć daleko, ale czego się nie robi dla szczęścia latorośli, a raczej dla komfortu swoich uszu. Mężczyzna ubrał się i w strugach deszczu pognał po instrukcję mierzenia stołu. 😀
Tak się składało, że matka Agatki też była nauczycielką. Polonistką dla odmiany. Zdziwiła się, widząc przemoczonego kolegę po fachu w swoich drzwiach.
– Czy coś się stało? – zapytała niespokojnie.
– W sumie nie, ale dziewczynki muszą zmierzyć stół w ramach zadania domowego i przyszedłem zapytać, jak to zrobić.
Kobieta spojrzała na historyka tak, jak na to zasługiwał – jak na bezkonkurencyjnego kretyna – ale spokojnie wzięła metr krawiecki i zademonstrowała mu to, o co prosił. Mężczyzna stwierdził, że już mierzył w ten sposób, ale córka uparła się, że nie jest właściwy. Polonistka skonsultowała się ze swoim dzieckiem. Wszystko było w porządku. Zaprezentowana metoda mierzenia stołu była prawidłowa. 😀
Historyk wrócił do domu, przeklinając pogodę i żonę, która musiała się wybrać na kurs akurat wtedy. Udobruchał córkę, obiecując zakup wymarzonej lalki i szczęśliwy położył się spać.
Problem z zadaniem domowym nie dawał mu jednak spokoju i przy okazji postanowił to wyjaśnić. Okazało się, że nauczycielka demonstrowała sposób mierzenia na prostokątnym biurku, więc podała dwa różne wymiary, a stół w domu historyka był kwadratowy. Stąd histeria córki. Nie trzeba chyba dodawać, że nauczyciel długo omijał znajomą polonistkę. 😀
🙂 i jak już mówiłam – dzieci są nieocenione i nie do ogarnięcia 🙂 szkoda że ich tłamsimy
Mam wrażenie, że ja się do końca stłamsić nie dałam. 🙂 Wciąż potrafię robić rzeczy, które większość dorosłych postrzega jako nie do pomyślenia i widzi w nich przejaw zdziecinnienia. A co tam, mogę być zdziecinniała, byle tylko nie mieć syndromu marzanny (kij w dupie). 😀
🙂 niestety – syndrom marzanny to przypadłość nie tylko starych dorosłych 🙂 Nie przejmuj się, ja uchodzę wśród znajomych za szurniętą wariatkę i przerostem języka nad mózgiem (znaczy się pyskuję) i mam to gdzieś. Zostali mi tylko znajomi którzy albo się do moich szaleństw przyzwyczaili albo polubili
Ja za wariatkę robię od trzeciego roku życia. Tak w ogóle – fajna fucha. 🙂