Życie naprawdę potrafi zaskakiwać. Gdyby jakiś scenarzysta umieścił w swoim dziele niektóre przypadki chodzące po ludziach, widzowie znacząco pukaliby się w czoło. A jednak…
Żeby było śmieszniej, obie historie przydarzyły się tej samej osobie.
Alka jest nauczycielką i ma syna. To akurat nic dziwnego. Syn jest uczniem. Też standard. Jak większość uczniów Marek posiada piórnik. A właściwie posiadał, zanim zgubił. Kredki, pisaki i pióro wszyscy jakoś przeboleli, ale pendrive’a już nie. Ponieważ Marek nie po raz pierwszy zgubił pamięć USB z elektroniczną wersją podręcznika, musiał odkupić ją za własne pieniądze. Szczęśliwy nie był. To akurat też normalne.
Alka jest polonistką i czasem organizuje szkolne wigilie, w których uczestniczą kombatanci. Tak było i wtedy. Impreza się udała. Uczniowie recytowali bez poważniejszych wpadek (cztery pomyłki to pestka!), fałszowali tylko odrobinkę, pamiętali o większości wskazówek reżyserki. Co prawda Gosia zaczepiła skrzydłami o żłóbek, a Tomek mówił tak cicho, że słyszano go tylko w pierwszych rzędach, ale Alka i tak była dumna ze swoich uczniów. Po przedstawieniu wszyscy rzucili się gratulować reżyserce i młodym aktorom. Alka uścisnęła niezliczoną liczbę rąk, wysłuchała mnóstwa pochwał. W takiej chwili czuła, że warto było zostać nauczycielką.
W pewnym momencie do otumanionej sukcesem Alki podeszła staruszka. Zapytała, czy w tej szkole pracuje pani Pędziwiatr. Alka udzieliła twierdzącej odpowiedzi. Zrobiła to bez zastanowienia. Wprawdzie szkoła wielka, nauczycieli mnóstwo, ale wątpliwości nie było: pani Pędziwiatr pracuje na pewno. Alka nie musiała się zastanawiać, bo tak naprawdę staruszka pytała o nią. Głowiła się za to intensywnie, o co chodzi kobiecie. Okazało się, że na osiedlu staruszki jest klub seniora. Do klubu przyszła jedna ze stałych bywalczyń. W prawej dłoni dzierżyła swoją sfatygowaną brązową torebkę, w lewej – niebieski piórnik znaleziony na osiedlowej alejce. Karteczka odkryta w środku podpowiedziała, że piórnik należy do Marka Pędziwiatra. Adresu nie było, co uniemożliwiło oddanie zguby właścicielowi. Kiedy staruszka-kombatantka otrzymała zaproszenie na wigilię, przypomniała sobie, że nazwisko Pędziwiatr słyszała już wcześniej w szkole, do której co roku wędrowała na opłatkowe spotkanie. W ten sposób niebieski piórnik wrócił do właściciela. Niestety, za nowego pendrive’a Marek zdążył już zapłacić, czego do dzisiaj nie może przeboleć.
Należy dodać, że rzecz miała miejsce w mieście, które liczy sześćset tysięcy mieszkańców, a szkoła Alki znajduje się zupełnie gdzie indziej niż szkoła jej syna i osiedle staruszki.
Przy okazji tej historii wszystkim przypomniała się inna, też związana z Alką.
W któreś wakacje Alka i jej narzeczony wybrali się do Łeby. Romantyczny wyjazd we dwoje, co oznacza spacery w blasku zachodzącego słońca, głębokie spojrzenia w oczy ukochanego, namiętne pocałunki, czułe wyznania, gofry zjadane na spółkę (nie tylko dlatego, że drogo, ale i podobno bardziej romantycznie). Alka i jej narzeczony zaliczyli cały romantyczny pakiet standardowy. Wyjazd uznaliby więc za niezwykle udany, gdyby dziewczyna na plaży nie zgubiła zegarka – prezentu od ukochanego. Trudno się dziwić, że Alka była załamana.
Para długo przeczesywała złote piaski. Ona głośno wyrażała rozpacz, on milczał (na tym etapie związku jeszcze umiał się ugryźć w język) i szukał zegarka z pełnym poświęceniem (choć marzył o zimnym piwie). Mimo zaangażowania obojga zguby nie znaleźli.
Kilka miesięcy później Alka odwiedziła siostrę we wrocławskim akademiku. Właśnie kończyły pić herbatę, kiedy do pokoju wkroczyła koleżanka siostry. Potrzebowała jakiejś książki. Ku swemu zdumieniu na ręce dziewczyny Alka ujrzała zegarek niemal identyczny jak ten, który zgubiła na łebskiej plaży.
– Fajny zegarek – powiedziała. – Też taki miałam.
– A dzięki. Wyobraź sobie, że znaleziony. Na plaży w Łebie.
Alka szeroko otworzyła oczy. Nie miała odwagi wyjawić, że to prawdopodobnie jej zegarek.
WoW – po raz kolejny twierdzę, że nie ma przypadków 🙂 i ktoś to planuje. Lubię takie klimaty
Ja też lubię. 🙂 To jeden z tematów, które najczęściej zaprzątają moją głowę. 🙂