Majowa opowieść wigilijna

Spojrzała na stół, przechylając głowę. Zawsze tak robiła, kiedy chciała się czemuś przyjrzeć uważnie. Paweł śmiał się, twierdząc, że im bardziej jej na czymś zależało, tym intensywniej pracowała głową. W prawo, w lewo, w prawo, w lewo, w prawo, w lewo… W tym momencie zrobiła to tylko dwa razy. Nie chodziło o to, że kolacja wigilijna była dla niej nieistotna, ale z Pawłem mogła ją zjeść nawet na podłodze. Odruchowo przesunęła talerz i łyżkę o kilka milimetrów, obróciła świecznik. Gotowe.

Stół wigilijny. Wciąż dobrze pamiętała tamten, przy którym dowiedziała się, że całe jej dotychczasowe życie przestało istnieć. Minęło dużo czasu, zanim znowu zaczęła odczuwać przyjemność ze świąt i zanim wieczór wigilijny przestał przynosić ból. Ciekawe, co Tomek robi w tej chwili – pomyślała mimowolnie. – Pewnie też szykuje się do kolacji ze swoją nową rodziną: z młodą, piękną żoną, która w końcu spełniła jego oczekiwania i z małą córeczką, dzięki której można nieco oszukać metrykę. Rozumiała doskonale, że mała dziewczynka i atrakcyjna blondynka pozwoliły podstarzałej gwieździe sportu przeżywać drugą młodość.

– Zaczynamy? – Głos Pawła wyrwał ją z rozmyślań.

Drgnęła gwałtownie.

– Wystraszyłem cię? – zapytał troskliwie, a kiedy nie odpowiedziała dodał: Znowu myślałaś o przeszłości.

Nie pytał. Wiedział. Długo trwało zanim przebił się przez mur, który zbudowała po rozstaniu z Tomkiem. Dał jej to, o czym już dawno przestała marzyć: spokój, poczucie bezpieczeństwa, akceptację. Dopiero z perspektywy drugiego małżeństwa zrozumiała, jak wiele lat straciła i jak bardzo jałowy był jej związek z Tomkiem. A przecież tak wiele kobiet chętnie znalazłoby się na jej miejscu. To w końcu ona była żoną sportowego bożyszcza, człowieka, którego kochał cały kraj. To na nią kierowały się zazdrosne spojrzenia, kiedy u boku męża pojawiała się na oficjalnych uroczystościach, siedziała w restauracji albo po prostu szła ulicą. Gdyby wiedzieli…

– Potrzebujesz jeszcze trochę czasu?

– Nie, zaczynajmy – powiedziała, wracając do rzeczywistości.

Ale kiedy już podzielili się opłatkiem i zasiedli do kolacji, wróciła wspomnieniami do tamtego mieszkania, którego w końcu pozbyła się przed miesiącem.

Musiała o nie walczyć jak lwica, bo Tomek uznał, że wszystko, co posiadali, zawdzięczali jego karierze. Nie chciał się podzielić majątkiem z byłą żoną. Wściekła się, kiedy w ten sposób postawił sprawę. To prawda, ona pracowała bardzo krótko, ale przecież zrezygnowała z jakiejkolwiek aktywności zawodowej na wyraźne życzenie męża . Twierdził, że zarabia wystarczająco dużo, żeby ona zajęła się wychowaniem dzieci i prowadzeniem domu. Ze względu na częste nieobecności męża rzeczywiście trudno by jej było połączyć samotne wychowanie dwójki dzieci z pracą. Tomek tygodniami przebywał na zgrupowaniach, a nawet jeśli był w domu, nie miał głowy do zajmowania się codziennymi problemami. To ona płaciła rachunki, pilnowała remontów, załatwiała sprawy urzędowe. Tomek w tym czasie trenował, brał udział w zawodach i odcinał kupony od popularności. Te kupony często miały długie nogi, bujny biust i usta pomalowane czerwoną szminką. Odkrywała resztki popularności na koszulach, bluzach, a nawet na reprezentacyjnym dresie. Czasem zastanawiała się, ile ich było naprawdę. Kiedy go o to zapytała, wyśmiał ją. Powiedział, że ma paranoję. Nie próbowała z nim walczyć. Może tak było jej wygodniej, a może się bała, że w końcu ją zostawi. Chyba wciąż go kochała, choć nie było to wcale łatwe. Przez lata nie usłyszała od niego dobrego słowa na temat wyglądu, często miała nawet wrażenie, że się jej wstydził. Właściwie traktował ją jak gosposię i opiekunkę do dzieci. Początkowo była też okazją do seksu na zawołanie, ale z biegiem lat nawet to się skończyło. Popularność przyniosła mu atrakcyjniejsze okazje. Anna stała się człowiekiem od czarnej roboty. Nie była w stanie policzyć, ile razy musiała go ciągnąć do łóżka, bo nie miał siły do niego dojść, sprzątała jego wymiociny i szukała męża po mieście, kiedy przez kilka dni nie wracał do domu. Musiał oblać sukces, a poza tym nie mógł odmówić swoim fanom, którzy uważali, że mają do Tomka takie samo prawo jak ona i dzieci. Słyszała te tłumaczenia setki razy. Powoli znienawidziła tych wszystkich ludzi, zrzucając na nich odpowiedzialność za problemy alkoholowe męża. W ten sposób kibice stali się jej wrogiem numer jeden. Wrogiem numer dwa był sport, który zawiódł Tomka na szczyt, daleko od niej.

– Podasz mi uszka? – Paweł uśmiechał się do niej nad stołem.

– Oczywiście. Włącz kolędy.

Kiedy muzyka popłynęła z głośników, Anna wróciła do wspomnień.

Karolina pojawiła się w ich życiu nieoczekiwanie. Przynajmniej dla Anny. Dotąd wszystkie dziewczyny przychodziły  i znikały, nie burząc niczego. Ta była inna. Nie wystarczyło jej sypianie z Tomkiem, chciała czegoś więcej. A i on uznał, że dzieci odchowane, więc można zacząć nowe życie. Znikał z domu coraz częściej, zmienił styl ubierania, szukał pretekstu do sprzeczki, a potem bez słowa wędrował do łóżka w pokoju gościnnym. W końcu Anna zrozumiała, że tym razem nie pójdzie tak łatwo, jak poprzednio. Ta kobieta nie zniknie z ich życia.

Mimo wszystko Tomek zaskoczył ją, kiedy przy wigilijnym stole powiedział, że to koniec. Bartek spędzał Wigilię u rodziców narzeczonej, Kasia wyszła na spacer z psem, więc byli sami.

– Odchodzę – usłyszała wtedy Anna.

Zamknęła oczy. Nie chciała tego słuchać, ale Tomek nie zamierzał przestać. Co więcej, postanowił dogłębnie wytłumaczyć swoją decyzję, odzierając żonę z godności i nie zważając, jak bardzo zabolą jego słowa.

– Nie ma sensu, żebyśmy się dalej ze sobą męczyli. Dzieci są już prawie dorosłe, zrozumieją. Chcę w końcu sobie ułożyć życie i być szczęśliwy.

– Szczęśliwy?

– Tak. Nie oszukujmy się, z tobą na pewno nie byłem.

– Ale przecież…

– Anka! Opamiętaj się. Ożeniłem się z tobą, bo byłaś w ciąży. Nic więcej. Nigdy cię nie kochałem. Dusiłem się w tym małżeństwie. Chcę czegoś innego. Chcę, żeby moja żona potrafiła porozmawiać o czymś więcej niż pranie, obiad czy problemy dzieci w szkole. Całymi dniami siedzisz w domu. Spójrz na siebie! Jesteś zaniedbana, nieatrakcyjna, nudna. Co możesz mi dać?

Anna chciała coś powiedzieć, zaprotestować, ale nie mogła. Nigdy mnie nie kochał – powtarzała w myślach i czuła, że łzy zaczynają jej płynąć po policzkach. Spuściła głowę i przyglądała się, jak szara spódnica, którą kupiła specjalnie na tę okazję, nasiąka wilgocią.

Nie pamiętała tego, co mówił później. To jedno zdanie, które ją zniszczyło, brzmiało w jej głowie przy akompaniamencie kolęd.

Po świętach wyprowadził się z domu. Nie próbowała go zatrzymywać. Wiedziała, że zamieszkał z tamtą. Donieśli jej życzliwi, dla których rozpad ich małżeństwa przez całe tygodnie był tematem numer jeden. Kiedy tylko wychodziła z domu, widziała na sobie spojrzenia ludzi. Ciekawskie, złośliwe, rzadziej pełne współczucia. Przez lata zazdrościli jej życia, teraz mieli okazję do rewanżu.

– Moje życie było kłamstwem! – miała ochotę krzyknąć, ale nigdy tego nie zrobiła. Po prostu przestała wychodzić z domu. A później był rozwód. Żaden adwokat w mieście nie chciał się podjąć jej sprawy. Dopiero koleżanka załatwiła kogoś, kto zgodził się wystąpić przeciw sportowemu idolowi tłumów. Ostatecznie Anna dostała mieszkanie, ale nie chciała w nim zostać. Za dużo wspomnień. Wynajęła je, a sama wyjechała do rodzinnego miasta, choć i tam wszyscy wiedzieli, czyją była żoną.

Dwa lata po rozwodzie poznała Pawła. Spotkali się u znajomych, którzy przyznali się później, że specjalnie zaaranżowali tę sytuację. Anna długo nie chciała zaczynać nowego związku. Broniła się, ale Paweł był uparty. Potulnie przyjmował jej uniki, żeby dwa dni później zadzwonić znowu. I w końcu któregoś dnia powiedziała: „tak”. Pół roku później powtórzyła to samo, kiedy poprosił ją o rękę. I nawet przez chwilę nie żałowała tej decyzji.

– Dziękuję – powiedziała, patrząc na męża.

– Za co? – zapytał zdziwiony.

– Za to, że nie pozwoliłeś mi umrzeć za życia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *