Ostatnio odwiedziłam Panią N. Przy okazji wizyty: poleniłam się, zmieniłam kolor włosów, nagadałam się za wszystkie czasy, przypomniałam sobie niektóre wyczyny Pani N. 😉
O tym, że Pani N. stanowi zagrożenie dla wszystkich przedmiotów wokół, wiadomo nie od dzisiaj. Oczywiście nigdy nie jest niczemu winna…
– Wiesz, on już na pewno był uszkodzony i wcześniej czy później i tak by odpadł. Jak zwykle trafiło na mnie – tłumaczyła po urwaniu prysznica u siostry.
– Wiesz, ta deska jest strasznie niestabilna, bo ja jej nawet nie dotknęłam, a ona ryps na ziemię – wyjaśniła, ucinając wszelkie spekulacje na temat swojego udziału w przewróceniu deski do prasowania (oczywiście z żelazkiem).
Taak… To się nazywa złośliwość przedmiotów martwych, które tylko czekają, żeby przewrócić się, odpaść albo przestać działać na widok Pani N.
Pewnego dnia Pani N. siedziała w domu, jadła śniadanie i popijała kawkę. Niby czynności bezpieczne, niezagrażające zdrowiu, życiu i tym podobnym, ale…
W pewnym momencie Pani N. doszła do wniosku, że czas skończyć sjestę i wziąć się do pracy. O dziwo, postanowiła po sobie posprzątać. Wzięła do ręki talerzyk, postawiła na nim kubek z niedopitą kawą i ruszyła do kuchni. Dotarłaby tam bez problemu, gdyby nie tajemnicza przeszkoda, która tylko czyhała, żeby zrobić krzywdę Pani N. A może po prostu tajemnicza przeszkoda chciała popatrzeć, jak szybują niskoloty… Trudno powiedzieć. W każdym razie Pani N. potulnie poddała się jej działaniu i przezwyciężyła ziemskie przyciąganie. Współczesny Ikar leciał i leciał, przyglądając się z góry podłodze i dywanowi. Pani N. pomyślała pewnie, że jeśli pozbędzie się balastu, wzbije się wyżej, więc wypuściła z rąk talerzyk i kubek. Przez chwilę upajała się wiatrem we włosach, by w końcu dojść do wniosku, że to jednak nie dla niej, poza tym praca czeka.
Wylądowała. Niekoniecznie miękko. Kubek i talerzyk poszły w jej ślady. Pani N. posprzątała pozostałości po podsufitowych akrobacjach i wróciła do codziennych zajęć. Cieszyła się, że nikt nie był świadkiem tych wyczynów, dzięki czemu miały szansę na zawsze pozostać słodką tajemnicą, zaklętą w czterech ścianach pokoju.
Po południu Pani N. szykowała jakąś genialną potrawę. Nagle usłyszała wołanie syna:
– Mamo, mamo! Sąsiedzi nas zalewają!
Rzuciła się do pokoju, żeby ratować dobytek. Spojrzała na sufit. Wielka plama z kawy dawała świadectwo, że co jak co, ale lotnicze cuda Pani N. czynić potrafi. 🙂
Jak zwykle usmualam sie .
Cieszę się. 🙂