Ostatnio wdepnęłam do Krakowa. Historii związanych z tym miastem mam w rękawie mnóstwo, bo mi się plącze po życiorysie od dwudziestu pięciu lat. Oto jedna z nich:
Kazimierz to moje ulubione miejsce. Spacerując wąskimi uliczkami, człowiek czuje się tak, jakby przeniósł się w czasie. Zaniedbane podwórka na Kazimierzu mają to, czego w centrum Krakowa próżno szukać – ducha historii.
W czasie jednej z wycieczek znalazłyśmy z Panią N. piękny sklepik z czekoladą. We wnętrzu przypominającym przedwojenne lokale można było nabyć czekolady z całego świata. Największą atrakcję sklepu stanowił jednak właściciel, który o swoich produktach potrafił opowiadać bez końca. Zagadnęłyśmy go o wysokie ceny. W odpowiedzi usłyszałyśmy czterdziestominutowy wykład o historii, rodzajach i zróżnicowanej zawartości czekolady. Właściciel fruwał między półkami, kompetentnie wyjaśniając nasze wątpliwości. Nie wiedziałam, że można wypowiedzieć tyle słów na jednym oddechu.
Uległyśmy czarowi wnętrza i sprzedającego i kupilysmy dwie niewielkie tabliczki czekolady. Zawartość portfeli została mocno uszczuplona, ale co tam, raz się żyje. Po pierwsze, postanowilysmy sprawdzić wpływ ceny na jakość, po drugie, liczylysmy, że osłodzimy sobie życiowe niepowodzenia. Pech chciał, że na naszej drodze wyrosły inne sklepy. Kupowałyśmy, kupowałyśmy, kupowałyśmy…
Do domu dotarłyśmy późnym wieczorem. Sącząc piwko, omawiałyśmy atrakcje dnia i przywracałyśmy krążenie w opuchniętych nogach. Nagle przypomniałyśmy sobie o czekoladzie. Rzuciłyśmy się do przedpokoju jak ludzie po karpia w Lidlu. Cóż… Na własne oczy przekonałyśmy się, że czterdziestostopniowy upał nie pozostaje bez wpływu na czekoladę, a jego działanie można nawet określić jako ostateczne.
Po kilku godzinach pobytu w lodówce czekolada wróciła do wcześniejszej konsystencji, ale formy nie odzyskała już nigdy. Trudno powiedzieć, czy wysoka temperatura zaważyła na walorach smakowych, bo nie było możliwości porównania. Czekoladowe bryły smakowały… średnio? Jedząc je, tarzałyśmy się ze śmiechu. Wyobrazilysmy sobie wyraz twarzy sprzedawcy. Ciekawe, co by powiedział na widok zdeformowanych brył. Zdenerwowalby sie? Zdziwil? Nie ma czemu. Tak to jest, gdy się spotyka dyletantki pozujące na amatorki wykwintnego smaku. 🙂