Z dialogów rodzinnych

Pokazuję Ojczulkowi wielkiego pomidora:

– Weź sobie do kanapek – mówię.

– O! Wielgaśny jest, będę mieć na kilka dni – cieszy się.

– No nie wiem, bo ja też go użyję.

– A… To tylko na raz… 🙂

Godzinę później siadam Ojczulkowi na kolanach, nie zważając, że on po osiemdziesiątce, a ja w połowie drogi między czterdziestką a pięćdziesiątką.

– Wiesz co… Ty już może nie jedz więcej tego pomidora… – słyszę. 🙂

***

– Wiesz, zaczęły mi się ręce trząść – mówi Ojczulek.

– Pokaż. No trochę drżą, ale nie jest źle – pocieszam.

– Przedtem jakoś bardziej drżały, ale to pewnie dlatego, że wydałem pięć stów – szuka przyczyny Tatuś. 🙂

8 myśli w temacie “Z dialogów rodzinnych”

    1. 🙂 Mnie też. Ale mistrzem kitrania kasy jest jednak Ojczulek. O jego legendarnych sposobach na pewno kiedyś napiszę. 🙂

  1. No powiem Ci Pani S. że mi też się ręce trzęsą jak jestem zmuszona wydać większą sumkę, wszak rzadko się to zdarza, ale znam to uczucie 😉
    A swoją drogą, dobrze masz, że nadal możesz być taką małą córeczką dla swojego tatusia, ja ze swoim ojcem niestety nawet nie mogę spokojnie porozmawiać, egzemplarz jedyny w swoim rodzaju 🙁

Skomentuj Gabunia Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *